Beskidy- dojazd do Koniakowa
Środa, 2 czerwca 2010
· Komentarze(0)
Wyjazd w Beskidy, jaki był?? Podsumowanie na końcu. Zaczęło się od tego, że kupiłem bilet nie taki jak trzeba. Zamiast Regikarnetu kupiłem jednorazowy. W sumie jakieś 40zł w plecy. Już w pociągu pogoda średnia, głównie deszcz. Jednak przed Katowicami nawet przebłyski słońca. Przy Goczałkowicach wystrzaszył mnie nieco potok płynący drugim torem między szynami, ale luzik... Im bliżej Milówki, tym pogoda gorsza, momentami ulewa. Wysiadam w Milówce, kropi, ale nie jest źle, świeżo po deszczu, jade do Koniakowa i... okazuje się, że znowu dałem ciała. Wymieniłem ostatnio łańcuch, oględziny czy pobieżne testy nic nie wykazały, ale tutaj okazało się, że na kilku przełożeniach łańcuch podskakuje. Mój błąd, ale nie jest źle.
Do Koniakowa wspinaczka inną trasą niż rok wcześniej (teraz jest "eska" i zakaz ruchu rowerów). 12km wspinaczki pod górę, momentami baaardzo stromo, że prowadzenie sprawia mi problem (tegoroczne braki kondycyjne?). Ale jakoś w końcu wspiąłem się do Koniakowa. Do "bazy" rozpakować się i z powrotem do karczmy "Ochodzita". Tutaj doskonały obiad poprawia humor, ale chwilę później psuje go rozmowa z kolegą, z którym miałem kręcić. W środę nie przyjedzie, może w czwartek. OK.. idę spać...
Do Koniakowa wspinaczka inną trasą niż rok wcześniej (teraz jest "eska" i zakaz ruchu rowerów). 12km wspinaczki pod górę, momentami baaardzo stromo, że prowadzenie sprawia mi problem (tegoroczne braki kondycyjne?). Ale jakoś w końcu wspiąłem się do Koniakowa. Do "bazy" rozpakować się i z powrotem do karczmy "Ochodzita". Tutaj doskonały obiad poprawia humor, ale chwilę później psuje go rozmowa z kolegą, z którym miałem kręcić. W środę nie przyjedzie, może w czwartek. OK.. idę spać...