Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:1751.93 km (w terenie 267.00 km; 15.24%)
Czas w ruchu:75:03
Średnia prędkość:23.34 km/h
Maksymalna prędkość:58.40 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:62.57 km i 2h 40m
Więcej statystyk

Standard

Środa, 30 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Niestety po kilku dniach wolnego powrót do szarej codzienności. Przejazd do i z roboty :(

Powrót

Wtorek, 29 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Zdecydowanie wypad zbyt krótki. Małe byczenie się na plaży. Pakowanie, wyskok na ostatnie Noteckie i rybkę z widokiem na morze i wyjazd po 15 do Koszalina na pociąg do domu :(

Do Mielna - pieszo

Poniedziałek, 28 czerwca 2010 · Komentarze(1)
W związku z kolejną gumą mała zmiana planów. Miałem skoczyć rowerem do Mielna pozwiedzać, ale z musu poszedłem pieszo plażą (mimo planó na rower poszedłbym tak czy inaczej). Przy okazji poszukałem w Mielnie łatek albo choć kleju. Kupiłem klej i łatki do... materaca. Trochę mi nie pasował, więc i tak miałem w Sarbinowie złapać jakiegoś rowerzystę czy nie odstąpi swojego zestawu. Okazało się, że 300m od noclegu jest market budowlany, w którym mają całe zestawy. Łatałem profesjonalnym sprzętem, a nie materacowym. Później tylko krótka szybka jazda testowa...

Po drodze do Mielna ok. Chłopów zauważyłem na plaży cuś takiego. Może morze wyrzuciło

Pobyczyć się nad morzem

Niedziela, 27 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Szybka decyzja. Są 2 dni urlopu, jest okazja jadę pobyczyć się nad morzem w Sarbinowie. Pociąg przed 5, wysiadam w Białogardzie i ciąg dalszy znowu pechowy. Zamiast czekac godzinę na przesiadkę do Koszalina jadę rowerem do Sarbinowa.
Problemy ze znalezieniem trasy. Posłuchałem zdania kobiety, oczywiście poprowadziła w kierunku przeciwnym, a dokładniej w dobrym kierunku, ale ze zwrotem przeciwnym.
W końcu jakoś się odnalazłem, znalazłem drogę na Warnino. W Warninie jakieś roboty ziemne, wpadłem w dziurę i pach, snejk z tyłu. Miałem zapasową dętkę więc szybka wymiana. Jadę, pach spada łańcuch. Raz drugi, trzeci... łańcuch zbyt luźny. Przeregulowałem koło. Ok kilometra, coś ciężko, łańcuch zbyt napięty... i tak z 5km na ciągłych regulacjach.
Dalej nieciekawie, trasa obrana jeszcze w domu okazała się baaardzo terenowa, a już w ogóle jak na szosówkę. Trochę prowadzenie, trochę powolnej jazdy w terenie. Patrzę... flak z przodu. Łatanko. Po kilku km znowu flak, dziura w innym miejscu. Te akacje... a tu kleju już nie ma. Nie byłem przygotowany na tyle gum. Ale jakoś po dopompowaniu udało się dokulać. Widok morza humor natychmiast poprawił. Poza tym wizyta w starej knajpie Browaru Czarnków :). Czwarty czy piąty rok krótkiego wypoczynku w Sarbinowie robi swoje. Natychmiast zostałem rozpoznany :) Szef do sprzedającej piwko córki "Dla tego pana piwo zawsze tylko w szkle, a nie w plastiku" :) Ja: "Oczywiście bo to profanacja pić Noteckie w plastiku" :)Pytanie dziewczyny do mnie: "Duże czy małe?" Podpowiedź szefa: " Oczywiście, że duże. Czy ten pan wygląda na małe?" :)
Niby reklama, ale nie powinna zaszkodzić, bo to wspólne dobro (browar jest nasz, państwowy) i dziedzictwo narodowe :)


Epizod III - epilog?

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Wylatowo i naokoło komina i w końcu stuknęło 5Mm, dopiero połowa planu absolutnego, tegorocznego minimum.
Zainteresowanym wyjaśniam ostatnią tajemniczość. Z paroma specami staraliśmy się conieco wyjaśnić w związku z wylatowskimi piktogramami. W tym celu rozstawiono całe mnóstwo różnej aparatury pomiarowej, która miałą pracować w momencie wygniatania piktogramu przez ludzi. Byłem kierownikiem robót :)
Piktogram nie do końca wyszedł. Nie zachowaliśmy planowanych wymiarów, zboże źle się układało, bo za mało dojrzałe (obraliśmy zły termin) itp itd. Nie chodziło jednak by zachować odpowiednie cechy, a o samo deptanie. I wyniki... wstępne zaskakujące. Wariowanie miernika pola grawitacyjnego na bazie akcelerometru, miernika pola elektromagnetycznego wysokich częstotliwości (szerokopasmowy tam zawsze wariuje :)), wyłączanie się kamer i zapisywanie plików z dziwnymi datami i to już na kilka godzin przed deptaniem i po. To tak na początek co się udało stwierdzić, a analiza danych dopiero będzie. Poza tym obserwacje wzrokowe dziwnych rzeczy... Typowe dla Wylatowa ;)
Narazie piszę to prywatnie, a nie jako kierownik robót :) Oficjalnie napiszę o wynikach na wylatowo.pl
Żeby nie było... nie zajmuję się tym dlatego, że wierzę w działalność jakichś ufoli. Są niewytłumaczalne (jak narazie) rzeczy, ale w pełni mierzalne i weryfikowalne, więc warto poświęcić na to trochę czasu mieszkając tak blisko (ludzie specjalnie po to lecieli samolotem z Kolonii).

Po komentarzu jozzy`ego dodaję, że wszystko było legalne, właściel pola wiedział o wszystkim i się zgodził. Poza tym straty nie są wielkie. Zboże się podniesie i da się skosić. Nie pracowała tam byle jaka banda tylko sporo poważnych ludzi, którzy nie poszliby na jakieś nielegalne działanie.

A jutro... trasa Białogard - Sarbinowo... :)

Epizod II

Sobota, 26 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Piątek po odespaniu nocki znowu do Wylatowa. I już na starcie ciekawie było.
Poza tym dojechały dwie kolejne osoby z Wa-wy... Przed północą klu programu.
Szczegóły opiszę, gdy będę mógł :P
Powrót po 4 rano, wpis i czas spać :)

Epizod I

Piątek, 25 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Wylatowo epizod I. Przyjazd i przylot ekipy, wybitny radioelektronik z Leszna, fachowiec z Niemiec Gerhard Groeschel z Waldi Czarnetzki i fachowiec z okolic. Monitoring jest, czujniki, mierniki, anteny, alarmy są.

Standard

Czwartek, 24 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Dziś bez wszelakich przygód.
Od jutra kilka dni kręcenia "naokoło komina", a właściwie na trasie Mogilno - Wylatowo. Gdzie właśnie za chwilę jadę.

Standard

Środa, 23 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Do i z roboty. Miało być bez przygód, ale się nie udało. W drodze powrotnej przed Trzemesznem przejechałem zaskrońca. Leżał na asfalcie, omijałem go, to wtedy zaczął uciekać prosto pod moje koła. Mam nadzieję, że przeżyje. Czmychnął na pobocze w trawę.

O włos od kraksy

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(4)
W drodze do pracy za Krzyżownicą podskoczył mi poziom adrenaliny. Dużo nie brakowało bym zaliczył solidną kraksę. Polna droga wysypana szlaką, żużlem. Popierdzielam ok. 30km/h prawą stroną drogi. Z naprzeciwka jedzie jakiś gość na składaczku. Nagle kilka metrów ode mnie by ominąć piach zjechał na moją stronę. Po hamulcach, kupa hałasu i kurzu. Jakimś cudem udało się bokiem przelecieć obok niego. Dopiero wtedy usłyszałem głośne "o k..waaaa!". Wtedy zorientował się dopiero co się stało, że coś jechało. Było krótko po wschodzie słońca, słońce dokładnie za moimi plecami, jakieś krzaki w tle. W ogóle mnie nie widział. Gdyby manewr zjazdu na moją stronę zrobił kilka metrów później albo w ostatniej chwili próbował uciekać, to dzwon zaliczylibyśmy konkretny.

Powrót już bez emocji. Z urozmaiceniem, bo znowu w trójkę, przystanek na ławeczce w Lubochni i dalej wszyscy w swoją stronę.