Standardowo: rano dom-PKP Mogilno-PKP Gniezno- robota- dom. W drodze powrotnej jechało się pysznie. Chyba pierwsza taka moja średnia w tym roku. Ochota by gdzieś jeszcze podjechac była duża, ale siłą wyższa... muszę skończyc projekt kończący moją podyplomówkę :(
Standardowo do roboty rano pociągiem powrót na rowerze. Wsiadając do pociągu zauważyłem, że nie świeci mi tylna żarówka. Późniejw pracy zacząłem kombinowac myśląc, że to z pewnością przepalona żarówka... Zawsze sądziłem, że oświetlenie to dynamo, dwa kabelki, dwie żaróweczki i jakiś pstryczek elektryczek. Jakże wielkie było moje zdziwienie po zdjęciu obudowy... Dobrze, że w biurze jest Maciej, genialny elektryk :) Z początku sam zwątpił, ale podziałał z miernikami z godzinę i przyczyna okazała się prozaiczna... padł procesor i dysk twardy w jednostce centralnej przedniej lampy i płyta główna w tylnej... :) A poważnie to chyba styki były zabrudzone, wystarczyło trochę oczyścic by miernik zadziałał i tylna lampka też zaczęła działac :) Co nie zmienia faktu, że instalacja elektryczna jak na rower jest wypasiona :)
Plan był ambitny... Skorzęcin i Powidz. Wiało jednak bezlitośnie i odpuściłem po dojechaniu do Skorzęcina. Pokręciłem się za to później po okolicy i wracałem nieco dłuższą trasą. Mimo wiatru i późniejszego chłodu udało się wykręcic pierwszą setkę w tym roku i nareszcie, z bólami, przekroczyłem tysiaka...
Jezioro w Skoju trochę falowało
Na plaży...
W okolicy Trzemeszna gazują wszystkie wsie :)
Kopalnia soli "Mogilno"
Jednym wiatr przeszkadza inni bez niego życ nie mogą
Z rana do babci na działeczkę... miałem do przerzucenia z tonę piachu, później oczyszczanie oczka wodnego: wycinanie starych trzcin i pałki wodnej i ponowne sadzenie na dnie grążeli, bo jesienią wypłynęły na powierzchnię :( Dzisiaj już koniec przebiegu, znowu deszcz.... A teraz lecę do Gianta wymienic klamkomanetkę i przednie klocki hamulcowe. Jutro pogoda zapowiada się niezła, więc może do Skorzęcina i Powidza skoczę (??)
Prognozy były na dzisiaj wybitnie deszczowe, więc odpuściłem branie roweru do roboty. Trochę żałowałem, bo było tak ciepło, że zmoknięcie nie byłoby bardzo złe. Z drugiej strony chyba dobrze, że nie wziąłem roweru, bo... wracając z wieczornej przejażdżki zdarzyło się to na co czekałem od 5000km. 300m od domu po raz kolejny w manetce strzeliła linka od tylnych przerzutek. Nowa klamkomanetka od blisko roku czekała na wymianę i się nareszcie doczekała...
Do roboty jak to z takimi temperaturami rower w pociąg, powrót już całą drogę na rowerku. Pogoda doskonała: słonecznie i lekki wiaterek w większości w plecy... Było tak przyjemnie, że zahaczyłem o punkt widokowy w Dusznie. Niestety pogoda przestała byc piękna, za mną szły chmury i dalszą drogę miałem już bez pocieszającego słońca. Dobrze, że nie padało, bo ostatnio jest to normą... :(
Jak codzień wzdłuż trasy pociągu kręciło się sporo saren
Widoczek oczywiście z punktu widokowego i kolejny... Rozglądnąłem się wokół... ... i zobaczyłem idące za mną chmury :(
Eeehh te koty wszędzie się wskrabią, nawet na orły polują
zimowa przejażdżka. Tylko po pracy dało się jechac, zima na max i rano gołoledź, służby już zapadły w sen letni. Było tak ślisko, że nawet idąc na pociąg z buta wzorcowego orła strzeliłem. Ale jest nadzieja w prognozach... :) Jutro biorę do roboty rower...
W planie kilka wymian w maszynie i gruntowniejsze czyszczenie. Skończyło się całodziennym grzebaniem i maleńkim efektem... z głupoty. Chyba spalę swój dyplom inżyniera... A prognozy pogody znowu coraz gorsza...
Podobno wiosna dzisiaj przyszła? Jakoś jej nie czuję. Rano jeszcze pełen zapału pokręciłem się przy dworcu w Mogilnie, później w Gnieźnie jechałem z PKP do roboty okrężną drogą, ale w drodze powrotnej wymiękłem. Ruszyłem na pełną trasę do Mogilna, ale nie byłem ubrany na taki chłód.. ręce twarz i stopy zamieniały się w sopelki, więc czmychnąłem do Jankowa i wskoczyłem do pociągu...
Serwis Gianta skończył się tylko diagnozą: cały napęd do wymiany. Trochę się zdziwiłem, bo "niedawno" cały napęd wymieniałem i nawet nie przyszło mi do głowy się ząbkom przyjrzec. rzeczywiście trochę wyjechane, a łańcuch wyciągnięty. Dopiero skojarzyłem, że to "niedawno" było w sierpniu, czyli blisko 5tys. km temu, w dodatku w sezonie zimowym z wieczną śnieżno-piaskowo-smarową mazią na łańcuchu. Z radami Sebka podjąłem decyzję, że kółeczka od przerzutek sam wymienię, maszynę jeszcze z 1000km pomęczę i wymienię łańcuch i kasetę... ale to gdzieś za miesiąc... Dzisiaj mało km, bo ta wiadomośc mnie zniechęciła, no i znowu wiatr...