Na Ślężę...
Pobudka o przed 4 i jazda na pociąg o 4:51. Pociągiem dojechałem do Mietkowa, 4 stacje za Wrocławiem. Z Mietkowa wspinaczka na masyw Ślęży do Sulistrowiczek na miejsce noclegu. Rozpakowałem się i poczekałem na Bartka, znanego jako Bartmanin, który wleciał na mały rekonesans... On pojechał do Wrocławia spakowac się, a ja wypadzik na Ślężę. W sumie niedaleko, ale podjazd dośc męczący. Długi i stromy, ale nie byłby taki zły, gdyby nie wysypane kamloty. Koła niesamowicie się smykały, zmachałem się jak rzadko, ale się udało.
Pokręciłem się po górze, pocykałem fotki i zjazd... zabójczy na tych kamieniach. Zjechałem tym samym szlakiem, którym wjechałem. Tydzień temy "szalony" (oczywiście pozytywnie) Bartek zjeżdżał czerwonym szlakiem i mówił, że ledwo przeżył...Jak on tak mówił, tzn. że dla mnie tam miejsca nie było. I rzeczywiście zapuśiłem sie tam kawałek z buta i nie wiem czy zjazd dałoby sie przeżyc...
Na zjeździe łatwiejszym kilka razy myślałem, że się nie wybronię i będzie gleba... jednak jakoś się obyło. Zjechałem do schoniska, gdzie było już kilku zlotowiczów. Dojechał i Bartek ze swoim singielkiem Cannondale Capo. Odrobinę się przymierzyłem :)....
Zlot nierowerowy, więc kilka Noteckich, a przekrój Bartek przywiózł szeroki... naturalne, Eire, Izerskie, Walońskie, Pils...;) Posiedzieliśmy do 23 i spac...
4:55... w pociągu do Poznania i dalej do Mietkowa
Ślęża z daleka
Przed domkiem noclegowym, Mszana nr 12, "tam się alkoholizuje" ;)
Podjazd na Ślężę, fatalnie po tych kamieniach, a zjazd jeszcze gorszy...
Kościółek na Ślęży....
...starożytne rzeźby kultowe...
...i kilka widoczków...
...i ciekawa tablica pamiątkowa na Ślęży. Te słowa mają coś w sobie...