Nareszcie skończyłem podstawowy remont "muła roboczego", czyli gianta. Dostał nową kasetę, korby z zębatkami, łańcuch i prawe klamkę i manetkę z linkami. Remont podstawowy, bo przy kolejnej okazji do wymiany suport, obręcze i przegląd amorków, a może i coś jeszcze... Dzisiaj jazda testowa... odzwyczaiłem się od tego sprzętu po ponad 3 miesiącach przerwy. Jakoś dziwnie mi się jechało.
Zgodnie z planem wziąłem dzisiaj capo. Rano pociągiem i powrót pociągiem do Trzemeszna i dalej rowerem. Rano do pociągu wsiadł Sebek jadący do Chodzieży i dalej z Chodzieży do Nakła. Opis pewnie jeszcze dzisiaj wstawi :) W pracy maszyna zrobiła jak najlepsze wrażenie :) Po wyjściu z pracy, a przed pociągiem polansowałem się po Gnieźnie ;) A dkładniej skoczyłem na Tumską po piwka klasztorne. Od Trzemeszna jazda rewelacyjna, mimo kilku górek. Prawie jestem gotów by jechać z tym cudeńkiem na łikend do Wrocka. No i do Amsterdamu... Przy okazji... wyklarowała się sytuacja z planami na ten rok. Ze szwajcarskiej Bellinzony nic nie wyjdzie. Osoby, z którymi miałem jechać spłukują się właśnie na zakup mieszkania i ich samochód szwankuje od dłuższego czasu, nie nadaje się na taki wyjazd. Przez to wyjazd do Holandii stał się pewniejszy. Wyjazd z Bartem samochodem na tydzień, prawdopodobnie pierwszy tydzień czerwca. Koniec dygresji... Po powrocie do domu poprawiłem ustawienie siodełka i podciągnąłem jedną linkę hamulcową. Zdjąłem też owijki. Prezentowały się rewelacyjnie i były arcywygodne, ale też arcybrudzące się :( I tu przechodzimy do ankiety... Z rowerem oprócz owijek były tez gumowe gripy: białe i zielone. Nie wiem, które założyć. Białe pasują idealnie, ale zielone też pasują. Mam małą ochotę założyć zielone, tak na przekór :)
Do roboty PKP i dalej jak zwykle. Chyba pierwszy raz rano w lesie błoto, a nie lód widziałem. Droga powrotna droga przez mękę. Pogoda idealna, ciplutko, bez wiatru, ale drogi... masakra. Juz na początku ścieżka wzdłuż Wrzesińskiej kiepska, wjazd w Hożą tragiczny, uciekałem z lasu czym prędzej... w Pułkową i dalej na Osiniec. W lesie za Lubochnią też tragicznie (na fotce poniżej droga po wygrzebaniu się z błota "na prostą"), ale nie było wyjścia, przemęczylem się jakoś. W Wydartowie pomyślałem, że drogi polne już zdąrzyły obeschnąć i się przedrę bez wjeżdżania na krajówkę. Lipa, zakopałem się do 1/3 koła, usyfiłem siebie i rower. Ruszyć się nie dało, zawróciłem, bo do asfaltu bliżej było. Tragedia... pieszo też ciężko, błoto po kostki. Kona i ja uświnieni jak nigdy :( Jutro się poddaję. Rano pociąg i powrót też pociąg, wysiądę w Trzemesznie i dalej rowerkiem podjadę. I wymyśliłem, że w związku z tym, iż będą to tylko asfalty jutro padnie na Capo :) Wczoraj w TVN7 trafiłem na ciekawy film o Graeme Obree Pozytywny świrus i prawdziwy sportowiec!!
A tutaj moja droga przez las po wyjechaniu na suchą część :)
Dzisiaj w tę i z powrotem korzystając z PKP. Po pracy musiałem wskoczyć do centrum Gniezna kupić dwa kółeczka potzrebne przy remoncie "muła". Chciałem też kupić piwo Opata i Przeora, ale zabrakło czasu by po nie pojechać i zdąrzyć na pociąg. A musiałem też wcześniej wrócić do Mogilna by zdąrzyć obejrzeć jeden rower. Ojciec wypatrzył wczoraj u znajomego niby rewelacyjny rower trekingowy sprowadzony z Niemiec. Pojechałem zobaczyć, o akurat kolega się przymierza do takiego na dojazdy do pracy i wypady rodzinne za miasto. Rower niezły, a do takich celów wydaje się idealny. Już na pewno siodełko spełnia wymagane kryterium, duże, szorokie i sprężyste :)
Przy okazji info dla Szymona... Twoje koło nadaje się do wyrzucenia, a nie do naprawy...
Z roboty standardowo po 3 dniach przymusowego przestoju. W międzyczasie wziąłem się w końcu za remont "muła roboczego". Jutro znowu powrót koleją, bo muszę być wcześniej w Mogilnie. Coś odzyskiwanie kondcji i zrzucanie brzuszka po zimie opornie idzie, a trzeba się brać, bo szykuje się niedługo zlot właścicieli capo i kręcenie po Wrocku :)
Spory mrozik dzisiaj, ale popołudniu w słońcu ciepło. Rano do roboty pociągiem, powrót rowerem. Tym razem pola starałem się omijać, bo błocko znowu niezłe było. A jutro z powodu popołudniowego spotkania o dużej wadze do pracy jadę bez rowera.
Zmodyfikowałem rano trasę by nie jechać leśną drogą z rozlewiskami i zmrożonymi koleinami. Leśną ulicą Hożą jechałem zbyt hożo i na lodzie glebę znowu zaliczyłem. Mroźno dzisiaj i jakoś nastrój leniwy, więc powrót do domu tylko pociągiem..