Sobota, a więc inne rzeczy niż rower. Najpierw do kantoru, a później szukac otwartej agencji czy oddziału PKO. Niestety w soboty zamknięte. I jak ja, człowiek pracy mam tam coś załatwic? Państwowy moloch ma jak zwykle klientów w d...ie. Później zająłęm się sadzeniem ligustru na żywopłot :)
Rano mróz. W ciągu dnia było łądnie i nabrałem nadziei na powrót z roboty rowerem. Niestety o 14 znów się rozpadało i po raz kolejny powrót pociągiem :(
Rano ziąb, deszcz i wiatr, dojazd do PKP. Pociąg 15 minut spóźnienia, więc marznę. W Gnieźnie jadąc z PKP niewiele lepiej. Po przepaleniu żarówki nie mam dobrego oświetlenia, więc jadę chodnikami. Wleciałem w jakąś potworną dziurę i snejk :( Ciemno było i blisko roboty, więc poszedłem z papcia. W drodze powrotnej jazda pod huraganowy wiatr. Na szczęście też tylko do PKP
Do roboty pociągiem. Wyjeżdżając z roboty było całkiem fajnie, ale już w Osińcu dopadły mnie czarne chmury i deszcz. Z tym wiatrem i zimnem dalsza jazda w deszczu nie byłaby przyjemna. Zawróciłem na PKP... :(
Krótko jak zwykle w sobotę... Chyba za szybko w ciemnościach jeżdżę... dzisiaj znowu spaliła mi się przednia żarówka :( Chyba nie wytrzymują takiej mocy jaką dostają ;)
Do roboty pociągiem, powrót rowerem. W drodze powrotnej zahaczyłem o spotkanie z Sebastianem by przekazac mu kupiony w Gnieźnie specjalny bilecik PKP. W lasach rozglądałem się za grzybkami. Jutro miałem zaplanowany wypad na konkretne grzybobranie, ale odwołane ze względu na brak grzybków. Z mojego rozgladania znalazłem tylko jedną "kwokę", a właściwie szmaciaka gałęzistego. Smaczny grzybek, ale darowałem mu, bo jest pod ścisłą ochroną i jednego nawet na solidną jajecznicę byłoby mało.
Deszczowo, a kończąc pracę ulewnie, a więc korzystanie z niby-usług PKP... Wracając kobitka wjeżdżająca w ul.Witkowską wymusiła pierszeństwo, dałem po hamulcach i na mokrym asfacie bokiem wszedłem. Na szczęście ona też się zorientowała i dała po hamulcach. Wyszedłem cało. Znowu "baba" za kierownicą.