Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2010

Dystans całkowity:1751.93 km (w terenie 267.00 km; 15.24%)
Czas w ruchu:75:03
Średnia prędkość:23.34 km/h
Maksymalna prędkość:58.40 km/h
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:62.57 km i 2h 40m
Więcej statystyk

Burzowo

Środa, 9 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Rano burze z dwoch stron, więc znowu korzystanie z usług PKP :( Powrót z udaną ucieczką przed kolejną burzą...
Coraz częściej stwierdzam, że chyba zaczyna obowiązywać zakaz używania w samochodach kierunkowskazów, zwłaszcza prawego...
A jutro znowu "zachciało mi się" jechać do Wa-wy. Odbiory urządzeń na dachach New City

Do i z roboty

Wtorek, 8 czerwca 2010 · Komentarze(4)
W końcu po dłuższej przerwie udało się dojechać Do i Z roboty bez pośrednictwa socjalistycznego PKP.
W drodze powrotnej zjechałem na chwilę nad J. Kamionek vel. Młynek. Przed wjazdem na plażę stał samochód, myślałem, że wędkarze jak zwykle. Wjechałem na pewniaka, a tam... dwie dziewczyny opalające się bez podstawowych zasłon :) Panika była spora :)) Też się zmieszałem nieco i po minutowej wizycie odjechałem by nie krępować dłużej...

Tour de sielawa

Niedziela, 6 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Dzisiaj osławiony Tour de sialawa choć w okrojonym składzie. Na 10:30 do Krzyżówki, gdzie spotkałem się z Maciejem. Najpierw do Powidza na "czarny" izotonik, później do Ostrowa pod wiatrak. Knajpka otwarta, ale sielawy będą w ofercie za 2-3 tygodnie. Zaliczyliśmy tylko gulaszową...
Za Ostrowem się rozdzieliliśmy. Maciej do domu, a ja do Przyjezierza, gdzie plażowali Orzeł z Rafałem i rodziną. Z Przyjezierza odprowadziłem ich kawałek do domu. Rozdzieliliśmy się w Trzemżalu skąd ja śmignąłem na działkę stryja w Ostrowitym... I później powrót do domu.
Po górach te 125km to czysty relaks :)

Powrót do domu

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Decyzja zapadła, wracam do domu. Zniesmaczony wieloma rzeczami: pogodą, warunkami w terenie, swoimi błędami w przygotowaniu sprzętu, pechem, brakiem kondycji (psychicznej zwłaszcza) i brakiem towarzystwa.
Pół nocy nieprzespane: nie zdąrzę na pociag, zaśpię, nie znajdę trasy, zerwę łańcuch :) Chore myśli z ostatnich dni :(
Drogę znalazłem, sprzęt zadziałał na pociąg zdąrzyłem i żałowałem decyzji, bo w końcu pogoda ładna.
Na poprawę humoru w Wyszkowie wsiadła spora grupka rowerzystów wracająca z tygodniowego zlotu. Jak się okazało ziomale towarzyszący do końca jazdy pociagiem, bo rowerzyści z Inowrocławia :)
A jutro Tour de Sielawa... :) i tego mi trzeba, a nie jakichśtam beskidów :)

Przysłop pod Baranią

Piątek, 4 czerwca 2010 · Komentarze(2)
Nocną nawałnicę przetrwałem i chyba okolica też. Padało do ok 11. Jakoś się wygramoliłem z domu. Znowu decyzja na jakąś znakomą i krótką trasę, bo po nawałnicy w terenie mogło być wszystko :(
Najpierw coą na poprawę humoru. Wizyta w Istebnej w Punkcie Informacji Turystycznej by choć przywitać się ze znajomą Anetą :) Dosłownie przywitać się i w trasę.
Przejechałęm k. Złotego Gronie gdzie trwały przygotowania do maratonu. Podjechałem pod Stecówkę, zjazd k. Zamku Prezydenckiego w Wiśle, do Czarnego i wzdłuż Wisełki, która sporo przybrała po nocy. Podjazd (a w sumie więcej podprowadzania na Przysłop pod Baranią Górą. Zjazd w dół, znowu koło Stecówki i do Złotego Gronia gdzie dojezdżali uczestnicy maratonu. Wypatrywałem znajomych twarzy, zwłaszcza JPBike ale nie zauważyłem. Pogoda się poprawiła, wyszło słońce, ale ja już miałem dość tej wycieczki. Może to mój pesymizm? Podjąłem decyzję, że w sobotę wracam. Psychika mi więcej niż 3dni samotnego podróżowania nie wytrzymuje, w dodatku ta pogoda... na domiar złego zauważyłem, że z jednego amorka coś za dużo oleju się wydobywa... :(
Perspektywa wycieczki... zasłoniety chmurami Przysłop...

Wisełka wezbrała, znowu powodzie?? :(


Pod szczytem Baraniej Góry

Popołudniu wdrapałem się, już z buta na Ochodzitą podziwiać widoki i znów na obiad do karczmy :)


Sołowy Wierch i Słowacja

Czwartek, 3 czerwca 2010 · Komentarze(4)
Wyjście z domu dość późno, czekałem na lepszą pogodę. Na poczatek pomysł na krótszą trasę na nabranie formy. Do Jaworzynki po drodze zatrzymały mnie dwie procesje. Z Jaworzynki przez Krężelkę na Sołowy Wierch i Trojaki.
Oczywiście to co spotkałem w terenie, to była masakra: błocko, woda, rozlewiska jakich chyba jeszcze nie widziałem. Dalej do Słowacji, polanami nad Mytem i ostry zjazd do Skalitego. Tutaj bez niespodzianek. Rok temu udało mi się wdrapać jakoś, choć z buta, na szczyt Valy. Tym razem tak się tam pozmieniało, że nie potrafiłem jakiegolowiek wejścia na górę poszukać. Jeździłem w tę iz powrotem w końcu jakoś się udało. Oczywiście ze szczytu znowu nie trafiłem na odpowiedniego singielka na trójstyk, ale tym razem byłem bliżej. Może następną razą odnajdę :) Dojechałem do Jaworzynki i jazda na Trójstyk. Tutaj ciekawostka... pojawiły się nowe tablice, a na nich logo gminy Istebna autorstwa mojego kolegi :) Nie chwaląc się... pomagałem trochę wybrać jedną z lepszych wersji ;)
Powrót do domku by się wymyć z nazbieranego błota i do Ochodzitej na poprawiający humor obiad. Wychodzę z karczmy i... deszcz i to nie przelotny.
Od 22 zaczęła się potworna ulewa, świata za oknem nie było widać i tak z 2-3h. Zacząłem się bać czy dom nie spłynie razem ze zboczem. Ciężka noc się zapowiadała, a koledze który miał do mnie dojechac powoli zacząłem odradzać przyjazd, zamiast zapraszać...
I fotki...

Z Sołowego Wierchu...

Widok na Myto

Widok na Skalite, z którego coraz trudniej się wydostać

Jedna z tabliczek na Trójstyku z nowym logo gm. Istebna autorstwa kolegi z Wylatowa ;)

Beskidy- dojazd do Koniakowa

Środa, 2 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Wyjazd w Beskidy, jaki był?? Podsumowanie na końcu. Zaczęło się od tego, że kupiłem bilet nie taki jak trzeba. Zamiast Regikarnetu kupiłem jednorazowy. W sumie jakieś 40zł w plecy. Już w pociągu pogoda średnia, głównie deszcz. Jednak przed Katowicami nawet przebłyski słońca. Przy Goczałkowicach wystrzaszył mnie nieco potok płynący drugim torem między szynami, ale luzik... Im bliżej Milówki, tym pogoda gorsza, momentami ulewa. Wysiadam w Milówce, kropi, ale nie jest źle, świeżo po deszczu, jade do Koniakowa i... okazuje się, że znowu dałem ciała. Wymieniłem ostatnio łańcuch, oględziny czy pobieżne testy nic nie wykazały, ale tutaj okazało się, że na kilku przełożeniach łańcuch podskakuje. Mój błąd, ale nie jest źle.
Do Koniakowa wspinaczka inną trasą niż rok wcześniej (teraz jest "eska" i zakaz ruchu rowerów). 12km wspinaczki pod górę, momentami baaardzo stromo, że prowadzenie sprawia mi problem (tegoroczne braki kondycyjne?). Ale jakoś w końcu wspiąłem się do Koniakowa. Do "bazy" rozpakować się i z powrotem do karczmy "Ochodzita". Tutaj doskonały obiad poprawia humor, ale chwilę później psuje go rozmowa z kolegą, z którym miałem kręcić. W środę nie przyjedzie, może w czwartek. OK.. idę spać...

Z roboty w trójkę

Wtorek, 1 czerwca 2010 · Komentarze(3)
Po raz pierwszy do Lubochni przejazd w trójkę. Flota biura konstrukcyjnego Vetry się rozrosła ponownie. Kolega nabył Authora Classika... niezła maszyna. Ciekawe czy będą biurowe dłuższe wycieczki :)

Wczoraj ponarzekałem. Chyba pogoda tak działa na mnie. Dzisiaj trochę optymistyczniejsze nastawienie. A jutro góry :) Mam nadzieję, że nie będzie potrzebny rower wodny...