Od tygodnia planowałem wypad na łikend do Torunia jednak raczej na niedzielę, bo w sobotę miałem obronę podyplomówki na Polibudzie w Poznaniu. Udało się jednak obronic szybki, biegiem w pociąg i do domu. Szybkie pakowanie się i w drogę. Jechało się rewelacyjnie. Cały czas bocznymi drogami przez Janikowo, Pakośc, Inowrocław, Rojewo, Gniewkowo, Cierpice i Nieszawki....i cieplutko. Pierwszy raz w tym roku w krótkim rękawku i spodenkach. W Toruniu na wale przeciwpowodziowym wzdłuż Wisły spotkalem się z moimi gospodarzami Gosią i MAciejem. Zwiedziliśmy ruiny zamku krzyzackiego... później do domu na "napój izotoniczny" i do miasta. Na Rynku astronomowie demonstrowali niebo z teleskopów. Piękne widoki. Księżyc jak na zdjęiach z atlasu i Saturn... idealnie widoczne pierścienie i ta jego szybkośc... w okularze było widac jak szybko się przesuwa. Kilka sekund obserwacji i przestawianie teleskopu, bo Saturn uciekł poza obszar obserwacji... Po tych widoczkach wizyta w Metropolisie na kolacji i Pilsnerku i do domu spac :)
Kolejka linowa transportująca kamloty z kamieniołomów do zakładów w Janikowie. Inowrocław z "kładki pakoskiej" Motolotniarz nad Inowrocławiem Przed kościołem Inowrocławskim Tartak w Cierpicach Widok na Toruń z wałów przeciwpowodziowych Gosia pilnująca rowerów na zamku krzyżackim :) No i pełen skład... Gosia, Maciej i ja :)
Dzień zaczął się pechowo. Po ujechaniu kilkuset metrów od PKP w Gnieźnie trafił sie "snake". Pięknie wykonana jest nowa ścieżka rowerowa wzdłuż ul. Witkowskiej... Co chwila trzeba uważac na krawężniki przy przejeżdżaniu przez poprzeczne ulice. Dzisiaj o jednym zapomniałem... Na szczęście miałem nową dętkę w zapasie, szybka wymiana i do pracy. Pogoda była pięknie wiosenna, cieplutko, więc w drodze powrotnej nadłożyłem nieco drogi. Z Gniezna przez Cielimowo, Grotkowo i Karsewo do Witkowa. Dalej przez Kołaczkowo i Gaj do Trzemeszna. Od Trzemeszna też nadłożyłem drogi i jechałem przez Ławki. Żałuję i tak, że tak krótką trasę obrałem. W Mogilnie już nie chciało się kombinowac by w koło się pokręcic. Żałuję też, że nie zabrałem krótkiego ubrania, ale podciągnięcie na max rękawów i nogawek trochę pomogło.
W Kołaczkowie zrobiłem sobie przystanek... napic się czegoś ;)
Remont nienajgorszej drogi Trzemeszno-Witkowo. Czy po remoncie nie będzie czasami większych muld niż przed??
Kopalnia soli Mogilno
I podziemne magazyny gazu w solnych wyrobiskach- kawernach
Hmmm... pływalnia?? Uściskalbym pomysłodawcę reklamowania naszej pływalni przez dawanie takiego napisu na tego typu budynkach.
Standardowo: rano dom-PKP Mogilno-PKP Gniezno- robota- dom. W drodze powrotnej jechało się pysznie. Chyba pierwsza taka moja średnia w tym roku. Ochota by gdzieś jeszcze podjechac była duża, ale siłą wyższa... muszę skończyc projekt kończący moją podyplomówkę :(
Standardowo do roboty rano pociągiem powrót na rowerze. Wsiadając do pociągu zauważyłem, że nie świeci mi tylna żarówka. Późniejw pracy zacząłem kombinowac myśląc, że to z pewnością przepalona żarówka... Zawsze sądziłem, że oświetlenie to dynamo, dwa kabelki, dwie żaróweczki i jakiś pstryczek elektryczek. Jakże wielkie było moje zdziwienie po zdjęciu obudowy... Dobrze, że w biurze jest Maciej, genialny elektryk :) Z początku sam zwątpił, ale podziałał z miernikami z godzinę i przyczyna okazała się prozaiczna... padł procesor i dysk twardy w jednostce centralnej przedniej lampy i płyta główna w tylnej... :) A poważnie to chyba styki były zabrudzone, wystarczyło trochę oczyścic by miernik zadziałał i tylna lampka też zaczęła działac :) Co nie zmienia faktu, że instalacja elektryczna jak na rower jest wypasiona :)
Plan był ambitny... Skorzęcin i Powidz. Wiało jednak bezlitośnie i odpuściłem po dojechaniu do Skorzęcina. Pokręciłem się za to później po okolicy i wracałem nieco dłuższą trasą. Mimo wiatru i późniejszego chłodu udało się wykręcic pierwszą setkę w tym roku i nareszcie, z bólami, przekroczyłem tysiaka...
Jezioro w Skoju trochę falowało
Na plaży...
W okolicy Trzemeszna gazują wszystkie wsie :)
Kopalnia soli "Mogilno"
Jednym wiatr przeszkadza inni bez niego życ nie mogą
Z rana do babci na działeczkę... miałem do przerzucenia z tonę piachu, później oczyszczanie oczka wodnego: wycinanie starych trzcin i pałki wodnej i ponowne sadzenie na dnie grążeli, bo jesienią wypłynęły na powierzchnię :( Dzisiaj już koniec przebiegu, znowu deszcz.... A teraz lecę do Gianta wymienic klamkomanetkę i przednie klocki hamulcowe. Jutro pogoda zapowiada się niezła, więc może do Skorzęcina i Powidza skoczę (??)
Prognozy były na dzisiaj wybitnie deszczowe, więc odpuściłem branie roweru do roboty. Trochę żałowałem, bo było tak ciepło, że zmoknięcie nie byłoby bardzo złe. Z drugiej strony chyba dobrze, że nie wziąłem roweru, bo... wracając z wieczornej przejażdżki zdarzyło się to na co czekałem od 5000km. 300m od domu po raz kolejny w manetce strzeliła linka od tylnych przerzutek. Nowa klamkomanetka od blisko roku czekała na wymianę i się nareszcie doczekała...
Do roboty jak to z takimi temperaturami rower w pociąg, powrót już całą drogę na rowerku. Pogoda doskonała: słonecznie i lekki wiaterek w większości w plecy... Było tak przyjemnie, że zahaczyłem o punkt widokowy w Dusznie. Niestety pogoda przestała byc piękna, za mną szły chmury i dalszą drogę miałem już bez pocieszającego słońca. Dobrze, że nie padało, bo ostatnio jest to normą... :(
Jak codzień wzdłuż trasy pociągu kręciło się sporo saren
Widoczek oczywiście z punktu widokowego i kolejny... Rozglądnąłem się wokół... ... i zobaczyłem idące za mną chmury :(
Eeehh te koty wszędzie się wskrabią, nawet na orły polują