Miałem dzisiaj zacząć sezon dojazdów także do pracy, ale nic z tego nie wyszło. Po łykendzie wogóle nie chciało się iść do roboty, a co dopiero wyjść z domu 20 minut wcześniej niż dotychczas. A jak zobaczyłem szron, to miałem dodatkową wymówkę. Miałem w zamian w drodze powrotnej zahaczyć o Powidz, ale i to nie wyszło. Przed wyjazdem zacząłem kombinować z ustawieniami siodełka. Tak kombinowałem aż zerwałem gwint w obejmie sztycy. Komfortowo z siodłem na max w dół nie da się daleko jeździć. Wróciłem prosto do domu. Oczywiście jakbym to zrobił 20 minut wcześniej, to dałoby się to jakoś prowizorycznie w warsztacie naprawić. Jednak o tej godzinie już nikogo tam nie było.
Dzień przejściowy... wcześniej wróciłem po miłym łikendzie we Wrocku, dzień urlopu, więc dla rozluźnienia wypad do babci podłubać na działce, cieszyć się łonem...natury :)
Powrót do domu... przejazd od Barta do dworca PKP (a jak wyjeżdżałem to niebo płakało...) i w Mogilnie z PKP do domu... szkoda...
Wróciłem dość wcześnie, bo nie chciałem nadużywać gościnności, pociąg bezpośredni, no i był też czas by jeszcze do babci na działkę skoczyć coś podłubać...
Objazd Wrocławia. Głównie po wszystkich wrocławskich parkach i ciekawszych miejscach, po wałach Odry i jej odnóg, trochę po Rynku, obowiązkowa wizyta w Spiżu, ale i dla mnie nowym. Bierhalle... Takie spacerowe kręcenie się, choć i czasami pocisnęliśmy :) Trochę hamowałem czasami :( Brak doświadczenia w jeździe miejskiej... ale było OK. Po wyprawie rowerowej odświeżenie się i mała przysiadówka w parku na pogaduchy, jak zwykle dość treściwe, filozoficzne rozważania... :)
Na wrocławskim Rynku Biegunowe lustrzane odbicie... no prawie... Dla mnie nowość... piwko z browaru restauracyjnego Bierhalle... tutaj Pils... porównując ze Spiżowym nic szczególnego, uwzględniając, że za małe 2 zł drożej...
1. dzień zlotu... Frekwencja spora, bo dopisało 2/3 polskich posiadaczy capo (wg naszych danych). Pobudka skoro świt o 9, śniadanie i takie tam i z godnie z planem wypad z Wrocławia do Sobótki. Obojętnie w jaką stronę się nie jechało to wmordewind :( Połowę drogi pocisnęliśmy trochę, dalej daliśmy luz, bo w końcu nikt nas nie gonił, a i jadąc spokojniej pogadać można. W Sobótce krótka wizyta na Rynku i powrót z obiadkiem "W starej mleczarni". Po dobrm i obfitym obiedzie dalej, mimo że czasami z wiatrem, trochę ciążyło, prędkość średnia 20km/h... Wieczorem mieliśmy jeszcze pokręcić po mieście, ale po zakupach ciekawych okazów piwnych i białej kiełbaski z pomysłu zrezygnowaliśmy... trochę pogaduch, film "Wściekłe pięści" i to by było na tyle :)
Capo satły razem samotnie przez noc i przy każdej okazji zostawialiśmy je razem z nadzieją, że doczekamy się za kilka miesięcy młodych. Niestety wydaje się, że są to dwa samce :( Mały test mojego capo przez "gospodarza zlotu", czyli Barta... W drodze do Sobótki, oczywiście łamażnie, centralnie zastawiłem Ślężę
Aby było widać, że to faktycznie tam jeszcze jedno podejście z odsłonięciem Ślęży :) I na rynku w Sobótce 2/3 polskich capo :)
Rano z ciężkim plecakiem i capo do pociągu, z pociągu do pracy. Po pracy znowu na pociąg prosto do Wrocka na "I bardzo nieoficjalny zlot Cannondale'a Capo" :) Trochę bładzenia po Wrocku, bo jak zwykle jadąc do gospodarza wjechałem w złą ulicę, a nie pamiętałem jej nazwy by wiedzieć o co pytać. Po telefonie się odnalazłem :) Po rozpakowaniu obowiązkowy wypad do Spiża na świeżuteńkie piwko z browaru restauracyjnego i obiad (Kuba, dzięki!! :-) )
Standardowo z roboty. Znowu wiatr trochę przeszkadzał, ale za to było bardzo ciepło jak na tegoroczną wiosnę. Można było jechać ubranym na krótko, chociaż nizbyt byłem na to przygotowany.
A jutro po pracy do Wrocka na łikendowy "I bardzo nieoficjalny zlot Cannondale'a Capo" :)..
Aha, a dzisiaj drodze często spotykana, nieraz powalająca woń kwitnących fiołków...
Z roboty znowu z paskudnym wmordewindem. Chyba najgorszy dzisiaj był. W dodatku musiałem spacerowo deptać po gigantycznych ilościach przyjmowanej kofeiny, z obawy o moją pompę...
Za Trzemesznem spotkałem całkiem niezłe stadtko żurawi..
Krótka jazda testowa Capo przed łikendowym, nieoficjalnym zlotem właścicieli capo we Wrocławiu ;) Sprawdzałem jak się jeździ po zmianie wygodnych owijek a zwykłe gumowe chwyty. Wielkiej róznicy komfortu nie ma, ale estetyczny ubytek spory..
A propos cannondale'a.. W czwartek wysłałem stara kolarzówkę. Spakowałem ją w karton od capo. Wygląda na to, że to był błąd. Wczoraj klient dzwonił co było w kartonie, bo... ktoś go na poczcie rozszabrował. Była perfidnie zrobiona dziura w poszukiwaniu czegoś. Nie było drogiego cannondale'a tylko stara kolarzówka za 350zł... zniknął tylko samozamykacz, co dowodzi, że to było celowe rozwalenie paczki, bo schowałem go dość głęboko i dokładnie... Kolejne uroki kolejnego komunistycznego molocha, poza innymi urokami PP, z którymi się ostatnio spotykam... Następnym razem wysyłając podobną paczkę postaram się o jakiegoś DHLa...
Standard z roboty, miało padać, a nie padało. Powoli dojrzewam do dojazdów nie tylko Z, ale i DO roboty... Wczoraj słyszałem rewelacyjny tekst a propos spraw zawodowych, ale nie tylko moich... Jakie zwierzę nadaje się na najlepsze porównanie do kobiety inżyniera??... Świnka morska, bo świnka morska nie jest ani świnka, ani morska... Trochę szowinistyczny tekst, ale z tego co widzę z życia wzięty :)